poniedziałek, 10 czerwca 2013

13.

Biegłam najszybciej jak mogłam. Kiedy ścinałam zakręt wpadłam z impetem na coś lub kogoś. Przez chwilę byłam pewna, że to już koniec i nie mam jak uciec. Skuliłam się i założyłam ręce na głowę, ale nic się nie stało. Delikatnie podniosłam głowę i spojrzałam na osobę, którą przewróciłam. Oszołomiona nie poznałam jej w pierwszej chwili. Wstrząs był na tyle mocny, że nie mogłam wstać. Za to postać wyciągnęła do mnie rękę. Nie była atakującym. Ufnie złapałam jej dłoń i wtedy ją poznałam. Wytatuowana, czarne, niezbyt długie włosy związane w kitek i mocny makijaż.To była Lindsey! Nie wiedzieć czemu, rzuciłam się jej na szyję, jednak ona nie odwzajemniła. Świdrujący i pełen nienawiści wzrok wbijał się w moich oprawców. 
- Hejka Lindsey. Oddaj nam ją, przecież jesteśmy przyjaciółmi. - Jeden z goryli zachichotał szyderczo. Spojrzałam błagalnie na kobietę.
- Ach tak? Nigdy nie przeszliśmy na ty. - Odpowiedziała.
- Oj, daj  spokój, Ty jesteś nam coś winna, ona też. Lepiej uważaj. - Chłopak zrobił krok do przodu.
- Ja coś wam winna?!
- Jeżeli nie Ty to twój kochaś, a może słodziutka Bandit?
Lindsey nie wytrzymała. Odepchnęła mnie i z całej siły kopnęła mężczyznę. Po chwili leżał na ziemi. Podchwyciłam jej wzrok i uderzyłam drugiego, kiedy stracił równowagę złapałam za rękę kobietę i rzuciłam się do ucieczki, ale ona się zatrzymała.
- Pamiętajcie, nie jesteśmy waszymi dłużnikami i nie próbujcie tknąć mojej rodziny! - Wykrzyczała.
- Lindsey, musimy iść. - Widząc, że agresorzy dochodzą do siebie, zaczęłam panikować.
- Faktycznie, chodź szybko.
Nie wiedziałam gdzie jesteśmy i po kilku zakrętach byłyśmy przy domu Michaela. Kiedy zmierzałyśmy w stronę drzwi, otworzył nam je Gerard. Miał ubrany dres, a przez ramię przewieszona była ścierka. Miał pogodny wyraz twarz, ale zaraz spoważniał.
- Musimy pogadać i to zaraz. - Lindsey, wciąż mnie trzymając szybkim krokiem weszła do środka.
- Jasne, ale co z nią, nie wygląda najlepiej. - Mężczyzna wskazał na mnie.
- Niech Michael się nią zajmie.
Obróciłam się, w drzwiach kuchennych stał chłopak z szeroko otwartymi oczami. Spojrzałam w lustro powieszone zaraz obok. Tusz spływał mi po policzkach, z poszarpanych spodni w miejscu kolana ciekła krew. Włosy miałam roztrzepane, a ręce całe podrapane od gałęzi. Przerażona tym co zobaczyłam, musiałam się podeprzeć rękoma. Michael ostrożnym ruchem złapał mnie i cały czas podtrzymując zaprowadził do łazienki. Umyłam twarz, a on w tym czasie szukał czegoś w szafce. Po chwili byłam w miarę czysta i miałam opatrzone rany. Byłam w stanie tylko wyszeptać nieśmiałe dziękuję i rzucić się chłopakowi na szyję. Poczułam się tak bardzo bezpiecznie, jak nie czułam się od dawna. Jego ciepłe ramiona oplotły mnie i nie musiałam bać się niczego.
Po około godzinie spędzonej w domu Way'ów, okryta kocem i wyposażona w tyle kubków herbaty ile tylko bym chciała, do drzwi ktoś zapukał.
- Jest Jade?
- Tak siedzi w salonie. - Odpowiedziała mama Michaela.
- Dziękuję bardzo za pomoc. - Był to jeszcze inny głos.
Do pokoju weszła zatroskana mama. Łzy napłynęły jej do oczu i przytuliła mnie. Dopiero wtedy poczułam przeszywając ból całego ciała. Jęknęłam i jak oparzona cofnęła się. Pogłaskała mnie po włosach i spojrzała na siedzącego obok chłopaka. Skinęła do niego, a on bez żadnego słowa wstał i podszedł do mnie. Bardzo delikatnie podniósł mnie, owiniętą kocem i poszedł za moją mamą. Wtuliłam głowę w jego ramie by było mu wygodniej...... lub mi. Drzwi do samochodu otworzył dobrze znany mi policjant. Chłopak posadził mnie na tylnym siedzeniu obok, jak się okazało, Carmen.
Obudziłam się w środku nocy. Byłam wykąpana i przebrana w piżamę. Wiem, że wykonywałam te podstawowe czynności, ale nie miałam pojęcia jakim cudem. Włączyłam komputer i zaraz wyświetliła mi się nowa wiadomość.
- Jak tam mała? - Na komunikatorze napisał nieznany numer.
- Kim jesteś? - Wydawało mi się, ze odpisywanie zajęło wieki.
- Jesteś nam coś winna. 
- Nie!!! - Pisząc równocześnie  krzyknęłam.
- Wszyscy są, ty, Carnen, Lindsey, Gerard.... Twój ojciec.
Pokój zaczął wirować. Ściany rozpadały się i po chwili byłam w pustce. Nie było tam nic, tylko ciemność. Zaczęłam biec do jedynego źródła świata. Była to szyba, coś jak lustro weneckie. Tłukłam w nie pięściami, żeby ktoś za nim mnie usłyszał. Byli tam Way'owie i mój ojciec. Rozmawiali, byli bardzo niespokojni. Lindsey trzymała na ręku płaczącą Bandit, a obok stała walizka. Po chwili Gerard złapał bagaż i razem z rodziną zniknął. Wydzierałam się, ale tata mnie nie słyszał. W końcu coś zauważył i podszedł do szyby, już miał jej dotknąć kiedy upadł na ziemię. Za nim stał jeden z moich dzisiejszych oprawców. Uśmiechał się szyderczo, trzymając zakrwawiony tępy przedmiot.
Zalana łzami, obudziłam się we własnym łóżku.
________________________________________
Wybaczcie, że tak długo, ale myślę, że teraz wszyscy mają w szkole ciężki okres. Będę dodawała rozdział, kiedy tylko znajdę wolny czas. Pamiętajcie o zostawieniu komentarza, wiem, że czyta to więcej niż komentuje, a bardzo mi na waszych opiniach zależy :)

7 komentarzy:

  1. Jeju, moja opinia jest taka, że wszystko jest świetnie :) podoba mi się styl, fabuła... Wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem. Czytam. Czekam na kolejne. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z rozdziału na rozdział akcja coraz bardziej się rozkręca. Z wielką niecierpliwością wyczekuję kolejnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazwyczaj nie czytam opowiadań w których występują popularni ludzie. Muszę zacząć. To jest świetne :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam. Czytam z wypiekami na twarzy i szeroko otwartymi oczami. Fabuła jest po prostu genialna, naprawdę. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Mam nadzieję, że nie będziesz nas trzymać zbyt długo w niepewności.

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę świetne opowiadanie :) tylko szkoda, że przestałaś pisać

    OdpowiedzUsuń
  7. Musisz dalej pisać masz talent ! I do tego ja jestem ciekawa co dalej !

    OdpowiedzUsuń