poniedziałek, 25 marca 2013

5.

Carmen ze mną nie gada. Wczoraj zamknęła się w pokoju i nie wyszła aż do rana. Mama postawiła jej tylko  talerz z pizzą z kartonika pod drzwiami, jak się okazało talerzyk zniknął. Co prawda w nocy słyszałam jak idzie do łazienki i bierze prysznic, ale to się nie liczy. Tylko co ja robiłam, że ją słyszałam. To jest dobre pytanie. Do późna przeszukiwał internet co było związane z tatą i wujkiem. Wszystko o dużych i małych gangach. Artykuły na temat śmierci ludzi w podobnych okolicznościach co oni. Jak wygląda życie np. przemytników narkotyków. Udało mi się jeszcze zdobyć namiary na Pana Jonesa. Potem zwyczajnie nie mogłam zasnąć. Byłam zbyt podekscytowana, przerażona jak i nakręcona do następnych działań. Leżałam w łóżku, włączyłam muzykę i gapiłam się w sufit. Po jakiejś godzinie kiedy skończyła się płyta, odblokowałam telefon żeby sprawdzić, która jest godzina, a tu na tapecie Gerard WAY. No właśnie, czy ten tajemniczy Way, to ten Way?
Zasnęłam chyba tylko na kilka godzin, ale mimo to, kiedy się obudziłam byłam rozbudzona. Szybko ubrałam bluzkę z MCR, na to jeansową koszulę i stare szare jeansy. Zbiegłam na dół, mama oczywiście siedział przy kawie przed telewizorem, ale co mnie zdziwiło nie była już  w szlafroku.
- Hej. Już ubrana? - Powiedziałam z charakterystycznym dla mnie uśmieszkiem.
- Hehe. Nie mogę się już normalnie ubrać? - Mama zaczęła się ze mną droczyć.
- Nie no możesz, ale to do Ciebie nie podobne.
- Wiesz jak ciężko było mi się wygramolić z tej cieplutkiej piżamki? - wygłupiała się - Tak na prawdę to zaraz wychodzę, do urzędu.
- Aaa....- nawet nie pytałam po co dokładnie, bo na myśl o tej całej papierkowej robocie robiło mi się niedobrze - mam obudzić Carmen?
- Ona już poszła, to było jakąś godzinę temu. Mówiła, że musi coś załatwić.
- Ok.... - lekko zdezorientowana pożegnałam się i wyszłam.

Bardzo przyjemnie mi się szło. Promienie słoneczne delikatnie muskały moją twarz. Sielankowy nastrój przedarł na pół krzyk. Podskoczyłam jak oparzona. Ktoś krzyczał, błagał żeby go wypuścić, co gorsza wydawało mi się, że to głos Carmen! Pobiegłam to sprawdzić. Bardzo ostrożnie wychyliłam się zza starego budynku. Faktycznie to była moja kuzynka. Nogi zrobiły mi się miękkie,a głos uwiązł w gardle. Strach pozbawił mnie zdrowego rozsądku i nie miałam pojęcia co robić. Jeden z dosyć młodych mężczyzn trzymał ją za ramiona, a drugi coś mówił, chyba nawet groził. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i ten ktoś zatkał mi usta i pokazał żebym siedziała cicho. "Zadzwoń po pomoc, nie bój się" wyczytałam z ruchu jego warg. Potulna jak baranek wykonałam jego polecenie, a on gdzieś zniknął. Kiedy skończyłam rozmawiać, zorientowałam się, że on tam poszedł. Nie pokazał im się, ale rzucał w nich kamyczkami. Zaczęłam robić to samo żeby ich zmylić. W oddali usłyszałam syrenę policyjną. Te gnoje chyba też, bo puścili Carmen i zwiali. Nie zważając na nic podbiegłam do niej. Była cała roztrzęsiona, przerażona. Wtuliła się we mnie i zaczęła rzewnie płakać. objęłam ją ramieniem i odwróciłam się by spojrzeć na idącego w naszą stronę chłopaka. Dopiero teraz mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Był chyba w moim wieku. Czarne zmierzwione kosmyki opadały mu na zielonkawe duże oczy. Był całkiem przystojny. Gapiłam się na niego w ciszy, a on na mnie. Milczenie przerwali nam policjanci. Opowiedzieliśmy im wszystko. Ja chciałam iść do szkoły, tak samo jak mój ciemnowłosy kolega, ale poprosiłam żeby Carmen została odwieziona do domu. 
Przed szkołą wpatrywało się we mnie. Kilka osób. Byli to ludzie, którzy jeszcze mnie tutaj nie widzieli lub Ci, którzy widzieli moją wczorajszą kłótnię z kuzynką. Była wśród nich oczywiście Cindy i kiedy spotkałam jej wzrok zaczęła chichotać i coś szeptać ze swoją "świtą". Zignorowałam to i poszłam na lekcje. Przy sali spotkałam Jasmin. Wypytywała mnie co z carmen, czy z nią rozmawiałam po wczoraj. Powiedziałam tylko, że nie było okazji i zniknęłam za drzwiami sali.
Na dworze już nie było tak przyjemnie. Zaczął wiać wiatr i siąpić deszcz. Szybkim krokiem szłam ulicami Newark aż znalazłam adres z mojej karteczki. Nieśmiało zapukałam i cofnęłam się. Drzwi otworzył mi Pan Jeremy. Nie był zaskoczony, że przyszłam. Nasza rozmowa nie trwało długo. Później odwiózł mnie do domu i podał wizytówkę. Szykowała sie kolejna bezsenna noc. Miałam nowe informacje do wyszukania.

22. 01
Co się dzieje z Carmen. Rozumiem, że jest wstrząśnięta dzisiejszą sytuacją, ale ona nie okazuje zaskoczenia, że coś takiego mmiało miejsca. Zaczyna się robić to wszystko co raz bardziej podejrzane.
Pan Jones powiedział mi dzisiaj, że czytała w policyjnych aktach o sprawie mojego ojca i wygląda na to, że to wszystko nie jest takie na jakie wygląda. Według niego, prawdopodobnie wujek też był w to wszystko zamieszany. Muszę brać się do pracy.
_____________________________________________
Jest kolejny rozdział, ktoś mi podsunął pomysł żeby Carmen miała tajemnicę i ma. Widzicie jaki macie na mnie wpływ :D
Czekam na Wasze komentarze są one dla mnie bardzo ważne. Korzystajcie z zakładki pytania i powiadomienia :)

czwartek, 21 marca 2013

4.

Carmen szła obok mnie. Miała na sobie delikatny bordowy płaszczyk i skórzane botki. Włosy przykrywał granatowy berecik. Ubrana była ślicznie, wszystko było idealnie dobrane. Gorzej był trochę z samą nią. Była wychudzona z zapadniętymi policzkami i nieobecnymi oczami. Ja wcale nie wyglądałam lepiej. Włosy związane w kitka, stara chusta i sportowa kurtka. Nie mogłam się z nią równać pod względem stylu, ale nawet to jej nie cieszyło. To był pierwszy dzień szkoły od "wypadku". Mama nie nalegała żebyśmy szły do szkoły, chciała żebyśmy sobie to wszystko poukładały. Po jakimś czasie nadszedł ten moment i wspólnie uznałyśmy, że już wystarczy męczenia się w domu. Carmen zbytnio to nie pomogło, bo jej było wszystko obojętne. Bez różnicy było to czy będzie się  smucić w domu czy w szkole. Ja z kolei martwiłam się jak się tu odnajdę, ale przede wszystkim w mojej głowie cały czas od kilku dni rozgrywała się rozmowa z policjantem, a szczególnie jego ostatnie zdanie. Z zamyślenia wyrwał mnie szkolny dzwonek. Nawet nie zauważyłam kiedy stanęłyśmy przed budynkiem. Przez całą drogę nie zamieniłyśmy nawet słowa. Ciężko nam było przełamać pierwsze lody.
Budynek szkoły nie wyglądał zachęcająco. Obdrapane, szare ściany, tylko w niektórych miejscach były pokryte graffiti. Duże okna były jakby przykurzone i nie było przez nie wiele widać.
- Carmen! Nareszcie jesteś! Wszyscy za Tobą tęskniliśmy! - Podbiegła do nas dziewczyna z rudą burza loków.
- Hej. - Rzuciła krótko Carmen, na jej twarzy pojawił się delikatny, wymuszony uśmiech.
- Choć pójdziemy razem do klasy. - Dziewczyna chyba nie zwróciła uwagi na moją obecność.
- Yyyy.... Wiesz Cindy..... Zaraz przyjdę tylko oprowadzę kuzynkę po szkole. 
- Oooo... Nie zauważyłam Cię. Mam na imię Cindy i zajmuję się organizacją imprez w tej szkole jak i w mieście. - Opowiadała o sobie z wielkim uśmiechem, już jej nie lubiłam.
- Jetem Jade. - rzuciłam krótko, bo Carmen pociągnęła mnie za rękaw w stronę drzwi.
Żadnego słowa, żadnego spojrzenia w moją stronę. Prowadząc mnie przez korytarz do mojej szafki uśmiechała się delikatnie jedynie do machających jej osób.
- Oto twoja szafka, kawałek dalej jest moja.
- Fajnie, ale czy nie mogłybyśmy normalnie porozmawiać? - wydusiłam z siebie ze złością.
- A o czym? O tym jak bardzo nie chcę tu być?! O tym jak wkurzyła mnie Cindy?! Proszę bardzo rozmawiajmy tak jakby nic się nigdy nie stało! Nie wierzę, że nie zwracasz uwagi na to, że straciłaś ojca! - Carmen wybuchła płaczem i wbiegła przez jakieś drzwi, prawdopodobnie do łazienki.
Zatkało mnie, chyba pierwszy raz powiedziała tyle słów  w mojej obecności, ale to nie były miłe słowa. Ścisnął mnie żołądek i znowu pomyślałam o policjancie. Rozejrzałam się. Kilka osób bacznie mi się przyglądało. Niektórzy patrzyli na mnie z odrazą, a pewna rudowłosa piękność z  drwiącym uśmiechem. Szybko się odwróciłam i otworzyłam szafkę. W środku była karteczka jak ją zakodować. Postępując zgodnie z instrukcją ustawiłam następujący numer :41977. Wrzuciłam książki do środka i kiedy chciałam przykleić na drzwiczkach plan lekcji rozległ się dzwonek na lekcje. Zrezygnowana zatrzasnęłam z hukiem szafkę i poszłam na historię. Za moimi plecami ktoś wołał osobę o takim samym imieniu jak ja. Kiedy głos za mną skręcił zrozumiałam, że woła mnie. Obróciłam się na pięcie i moim oczom ukazała się drobna zdyszana osóbka, z okularami założonymi nisko na nos. 
- Jestem..... Jestem Jasmin. Przyjaciółka Carmen.... Teraz..... Śpieszę się na sprawdzian, ale spotkajmy się tutaj za godzinę. - dziewczyna wydyszała
- Ok, ale.. - nie zdążyłam dokończyć gdyż już jej nie było.
Po chwili znalazłam właściwą salę i otworzyłam drzwi. Wszystkie spojrzenia były skierowane na mnie, łącznie z ciekawym wzrokiem chudego nauczyciela. Przedstawiłam się i wyjaśniłam dlaczego się spóźniłam. Usiadłam do jedynej wolnej ławki. Było to miejsce przy oknie, skąd miałam widok na park po drugiej stronie ulicy. Nauczyciel sprawdzał obecność, a ja zaczęłam się zastanawiać jak się skontaktować z policjantem. Z zamyślenia wyrwało mnie jedno zdanie - "Pan Way nieobecny". Zaraz, jak to Way?!


21.01
Pierwszy dzień w szkole nie należał do najprzyjemniejszych. Wszyscy mnie obserwowali i do tego jeszcze ta awantura z Carmen. Wracałyśmy osobno. Spotkałam się z Jasmin tak jak mnie prosiła. Pytała o Carmen, martwiła się o nią, bo dawno z nią nie rozmawiała. Podobno po wypadku moja kuzynka z nikim nie utrzymywała kontaktu. Nie można było jej odwiedzić ani zadzwonić. Sama zaczęłam się o nią martwić. To wszystko przysłoniło mi oczy na sprawę śmierci taty i wujka, ale teraz mam już plan jak wszystko zacząć.
____________________________________________________________
Dziękuję wszystkim za komentarze do poprzedniego rozdziału i mam nadzieję, że tak samo dobrze (albo i lepiej) spiszecie się przy tym :)
Rozdział może trochę przejściowy, ale nadaje spójności.
U góry dodałam nową zakładkę "powiadomienia" jeżelibyście chcieli to napiszcie tam i będę was informowała o nowym rozdziale. Zaraz dodam jeszcze zakładkę dotyczącą pytań do postaci.
Czytajcie i komentujcie :)

niedziela, 17 marca 2013

3.

17. 01
To było kilka godzin, a wydawało się jakby to wszystko działo się latami. Nie wiedziałam co myśleć, byłam przytłoczona. Tak wiele pytań i wszystkie z tak samo trudnymi odpowiedziami. Nie mogłam od tego uciec. Robiłam to głównie dla siebie, ale czułam, że też dla Carmen. Ona nie umiała się oswoić z myślą, że nie ma nikogo. Mi została chociaż mama, a ona? Można powiedzieć, że ma nas, ale co to za pocieszenie, skoro tak naprawdę prawie wcale się nie znałyśmy. Podobno kiedyś tata miał fantastyczny kontakt z wujkiem, kiedy byłyśmy małe często się odwiedzałyśmy z rodzicami, ale to już była tylko przeszłość. Trzeba iść dalej, ale jak tego dokonać?...


Pierwsza noc w "nowym" domu była straszna, nie umiałam się do niego przystosować, przyzwyczaić, ale największe wyzwanie czekało mnie rano. Sobota, nie musiałam iść do nowej szkoły (chociaż i tak bym pewnie tego nie zrobiła) i miałyśmy dużo czasu.
- Dzień dobry! My z policji. Czy tutaj mieszka Carmen Larox? - z dołu usłyszałam spokojny głos.
- Tak, zapraszam do środka. - mama wydawała się trochę spięta, ale nie zdziwiona.
- Jak rozumiem od teraz jest Pani opiekunem.
- Tak, jej rodzice wyznaczyli mnie do tego. Jestem tu jeszcze z córką.
- Wiem. Czy mogłaby Pani je poprosić?
Z parteru rozległo się wołanie, było ono pełne czułości. Mama zaczęła wchodzić po schodach, szybko weszłam do mojego tymczasowego pokoju, żeby nie wyglądało jakbym podsłuchiwała. Włożyłam do uszu słuchawki (mimo, że były wyłączone) i udawałam, że czytam książkę. Carmen zeszła po schodach, a drzwi do mojego pokoju uchyliły się. Mama spojrzała na mnie z czułością i bez słów zeszłyśmy na dół.
Jeden z policjantów rozglądał się po domu, a drugi siedział na kanapie. Był w średnim wieku z lekkim zarostem.
- Witam. Jeremy Jones. - przedstawił się i podał mi rękę, z moją kuzynką przywitał się wcześniej.
- Dzień dobry, mam na imię Jade. - nie odwzajemniłam gestu.
- No dobrze - policjant westchnął - chciałbym z Tobą chwilkę porozmawiać, a Twoja mam i kuzynka pokażą dom mojemu koledze.
Po chwili siedzieliśmy sami w salonie. Ja sztywno na fotelu, a Pan Jones na sofie, delikatnie pochylił się w moja stronę i spojrzał mi w oczy.
- Czy wiesz dlaczego tu jesteśmy? - spytał.
- Domyślam się, chodzi o śmierć wujka.
- Tak, muszę zadać Ci kilka pytań. Rozumiem, że tamta kobieta jest twoją matką, a ojciec?
- Ja nie mam ojca - po tych słowach łzy napłynęły mi do oczu - zginał jakiś czas temu, nazywał się Paul May.
- Yyyy... - policjanta najwyraźniej zatkało - Czy mógłbym wiedzieć w jaki sposób?
- Też chciałabym wiedzieć, wiem tylko, że miał jakieś brudne interesy, trwa śledztwo i dla naszego "bezpieczeństwa" nic nie wiemy.
- Rozumiem..... Czy często tutaj bywałaś?
- Nie, właściwie prawie wcale, tylko kiedyś przyjeżdżałam tu z tatą, bo miał bardzo dobre stosunki z wujkiem.
Policjant zastanowił się, widać było, że coś go męczy. Mimo to dobrze mi się z nim rozmawiało, musiał mieć doświadczenie w takich sprawach.
- Posłuchaj.... Powinienem powiedzieć to najpierw twojej matce, ale z moim doświadczeniem wiem, że może tego nie udźwignąć, tym bardziej Carmen. - odezwał się po chwili.
- Ale o co chodzi? - zaczęło wzbierać we mnie poczucie lęku. 
- Ja mam pewną teorię i wydaje mi się, że właśnie Ty jesteś najbardziej odpowiednią osobą, żeby to usłyszeć. Nie wierzę, że śmierć twojego wujka była przypadkiem, co więcej myślę, że może to mieć związek z twoim ojcem.
Zatkało mnie. Serce waliło mi jak szalone. Czułam jak krew pulsuje mi w każdej, nawet najdrobniejszej żyle. Świat zaczął wirować. Już nie siedziałam sztywno, osunęłam się na oparcie ciężko oddychając. Policjant chyba mnie uspokajała, ale nie rozumiałam co do mnie mówił. W mojej głowie myśli krążyły tylko w okół jednej rzeczy, samobójstwo, morderstwo, a może jeszcze coś innego?

17. 01
Obudziłam się w łóżku, wcześniej chyba zemdlałam, To wszystko dzieje się tak szybko. Nie wiem dlaczego, ale bezgranicznie zaufałam temu człowiekowi, który powiedział mi najstraszniejszą rzecz, jaką mogłam usłyszeć. Czuję, że on może mnie rozumieć, albo będzie rozumiał. Teraz mam nowy cel. Wszystko zeszło na drugi plan. Interesuje mnie jedynie co się stało i ja się tego dowiem. Za wszelką cenę.
______________________________________________
Kolejny rozdział dodany :)
Mam do Was ogromną prośbę. Jeżeli przeczytaliście chociaż jeden rozdział to zostawcie komentarz. Wystarczy jedno słowo. Jeśli się Wam nie podobało to napiszcie, że nie. Nie będę miała Wam tego za złe, chyba, że będzie to bezpodstawny hejt. Robię pewnie dużo błędów interpunkcyjnych itp., więc jeżeli jakieś zauważycie to mi napiszcie. Nie widzę sensu rozwijania bloga bez czytelników. Dajcie mi o sobie znać, bo inaczej prawdopodobnie zawieszam.

piątek, 8 marca 2013

2.

Kiedy dojechaliśmy na miejsce było samo południe. To miasto, to gdzie powstało My Chemical Romance, teraz wydawało mi się zupełnie obce, mimo że doskonale znałam jego historię, nazwy klubów, w których grali, do której szkoły chodzili, teraz to nie było to samo. Gdybym przyjechała tu w normalnych okolicznościach na pewno bym się cieszyła, ale to nie było normalne. Musiałam zmienić całe moje życie.
- No to jesteśmy na miejscu.
- Dzięki Ben. - powiedziała mama
- Wy się rozejrzyjcie, a ja wypakuję wasze rzeczy.
- Nie chcesz żebyśmy Ci pomogły?
- Nie trzeba nie jest tego dużo. - w tej chwili Ben chyba zrozumiał co powiedział.
Owszem nie było tego dużo kiedy tata zmarł i jego brudne interesy wyszły na wierzch, dużo sprzętów zabrał komornik, poza tym nie potrzebowałyśmy wiele, bo miałyśmy zamieszkać w wykończonym i wyposażonym domu. Mama stanęłam przed drzwiami i zawahała się, ale nacisnęła dzwonek. Po chwili dało się usłyszeć kroki na schodach. Drzwi otworzyła trochę młodsza ode mnie dziewczyna, moja kuzynka. Jej długie blond włosy były w nieładzie, zapadnięte policzki i podkrążone oczy, jednym słowem nie wyglądała za dobrze.
- Witaj Carmen. - powiedziała mama.
- Dzień dobry. - dziewczyna odpowiedziała bez żadnych uczuć.
- To Jade, pewnie jej nie pamiętasz. - mama przedstawiła mnie.
- Hej. - powiedziałam z delikatnym uśmiechem.
- Wejdźcie.
Dom był poukładany, ale było widać sporo kurzu. położyłam torbę z ubraniami na podłodze. Na ścinach były ślady, że kiedyś wisiały tam zdjęcia. Prawdopodobnie były potłuczone. Podobno Carmen wszystkie zniszczyła gdy została sama. Rok po śmierci jej mamy i brata zginął ojciec, który tydzień wcześniej wpadł pod samochód. Zrobiło mi się przykro, przypominając sobie te historię. W pewnym stopniu wiedziałam przez co przechodzi. Ben wniósł nasz rzeczy i po krótkim pożegnaniu pojechał w dalszą trasę. Mama przygotowała kanapki, a Carmen zaprowadziła mnie do pokoju gościnnego, w którym miałam przez jakiś czas mieszkać. Był ładny, ale bez wyrazu, tak samo jak mojej kuzynki.Mama miała dostać sypialnię wujka i cioci.
- Chodźcie dziewczyny! - z dołu rozległo się wołanie
- Idziemy!
- Jade, za kilka dni będziesz mogła już spać w pokoju Dave'a. - mama wypowiedziała te słowa i spojrzała na Carmen, która nawet nie drgnęła na wzmiankę o bracie.
- Ok, a nie mogę od razu?
- Nie, najpierw tam odmaluję i wstawię inne meble.
W kuchni zapanowała cisza. Dopiero po chwili przerwał ją delikatny, ale zachrypnięty głos.
- Dlaczego tu przyjechałyście? - to była Carmen, jej oczy były zaczerwienione od łez.
- Żeby Ci pomóc kochanie. - mama pogładziła ją po plecach.
- A ja nie mogłam do Was, nie chcę tego domu.
- Nie, bo....
- Dlaczego nie ma tu wujka? - zrozumiałam, że Carmen nic nie wie, nikt nic nie wiedział, nie mówiłyśmy żeby się nie wydało co się stało.
- Bo widzisz..... Wujek zmarł dwa miesiące temu.... On sam się w to wpakował, miał jakieś brudne interesy i to go zgubiło, a my zostałyśmy bez grosza, więc podjęłam decyzję, że to my przyjedziemy. - mama nauczyła się mówić o tym bez emocji, ale ja wiedziałam, że cierpi była, wściekła na tatę.
Po tych słowach Carmen wybuchnęła płaczem, nie zniosła tego wszystkiego. Nie wiem dlaczego, ale przytuliłam ją, kiedy się uspokoiła zapytałam czy nie chciałaby wyjść na spacer. Zgodziła się.

16.01
Carmen cierpi i to jeszcze bardziej niż ja po stracie ojca. Jest jedna róznica, mianowicie taka, że jej rodzice się nie narażali, a mój tata sam się w to wpakował. Podczas spaceru była cicha, bała się odezwać i jakby mojej obecności. Mimo wszystko pokazała mi szkołę, park i wszystko co ciekawe w mieście. Okazało się, że dopiero zaczęła liceum, bo ma rok w plecy przez chorobę. Tak bardzo było mi jej żal, ale czy była taka potrzeba? Mnie nikt nie żałował, ale właśnie to napędzało mnie do współczucia, do empatii. Mam nadzieję, że uda mi się coś zmienić w jej życiu, naprawić....
_______________________________________
Smutne, ale będzie coraz lepiej, czytajcie i komentujcie :)

czwartek, 7 marca 2013

1.

15.01.
Dalej ten sam dzień, a ja znowu tu piszę, teraz wiem jak to było mi potrzebne.
Ostatni dzień w starej szkole za mną. Nic nikt nie mówił nawet się nie zbliżał, a mnie to w ogóle nie obchodziło. Chłonęłam obrazy jak gąbka. Chciałam zachować jak najwięcej wspomnień z tego miasta mimo że go nienawidziłam, bo odebrało mi wszystko. Wracając nie rozglądałam się na boki, szłam ta sama drogą co zawsze, najkrótszą żeby móc wrócić szybko do domu, ale teraz tego nie chciałam. To już nie było to miejsce, w którym znajdowałam schronienie.

Łzy poleciały mi po policzkach. Siedziałam w pustym pokoju, zostało tu jedynie łóżko i szafa, wszystko inne było już spakowane i nie było tego dużo. Otarłam łzy, związałam włosy w kitek i z dużym plecakiem zbiegłam na dół. Wiedziałam, że ostatni raz dotykam poręczy tych schodów dziwne, że jej nam nie zabrali. Kiedy wyjrzałam przez okno zauważyłam, że mama rozmawia z jakimś facetem, był to kierowca ciężarówki. Rozejrzałam się po domu i wyszłam na zewnątrz. Nie było nawet kartki z napisem „na sprzedaż”, bo dom był już sprzedany. Łzy znowu napłynęły mi do oczu. Mama przytuliła mnie i poprosiła żebym już wsiadła do ciężarówki. W ciasnej szoferce siedział już ten człowiek, z którym rozmawiała mama. Był to jej jakiś znajomy i zgodził się nas zawieść do New Jersey. Spojrzałam w bok, mama stała przed domem i obejmowała dłonią poręcz ganku, wiedziałam, że płacze. Kierowca zatrąbił i po chwili wszyscy już siedzieliśmy w środku.
- Mogę już jechać?
- Tak..... Ben....... Jedź już – mama wybełkotała przez łzy.
- Jade? Jakiej chcesz posłuchać muzyki? - z zamyślenia wyrwał mnie ten człowiek, który jak właśnie usłyszałam ma na imię Ben
- Może lepiej posłucham na słuchawkach...... - nie chciałam dobijać mamy smutnymi tekstami
- Oj daj spokój, jeszcze ogłuchniesz.
- To może być radio.
W ciasnej kabinie rozległy się spokojne dźwięki damskiego głosu. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam. Gdy się obudziłam byliśmy już w połowie drogi. Deszcz delikatnie uderzał o szyby, szum wody spod kół samochodów był dziwnie uspokajający. W kieszeni zaczął wibrować mi telefon. Wyciągnęłam go i odczytałam przypomnienie, znowu zachciało mi się płakać. Ben spojrzał an mnie na moment, ale po chwili znowu był skoncentrowany na drodze. Na ekranie mojej starej Nokii widniał napis „ODEBRAĆ BILETY Z TATĄ”. Szybko usunęłam drażniący oczy napis, teraz nic już nie miało takiego znaczenia 

_______________________________________
Coś krótkie to, ale następny postaram się mieć dłuższy :)
komentujcie :)

środa, 6 marca 2013

Prolog

Drogi Pamiętniku!
15. 01.
Pisanie "Pamiętniku" jest jakieś takie dziecinne. Co prawda pod pewnym względem zwracam się bezpośrednio do Ciebie, jednak rozmawianie z rzeczą jest jakieś nieprzyjemne. Oto mój pierwszy problem jaki tu zapisałam. Zapowiada się ciekawie.
Może Ci się przedstawię, bo jednak mam potrzebę jakiegoś kontaktu i znajomości z Tobą, zeszycie. Mam na imię Jade i mam 17 lat, niedługo skończę liceum i tak na prawdę to nie wiem co mam ze sobą zrobić. Mogę opisać tu mój wygląd, ale co mi to da? Mam zbyt duże brązowe oczy, krótkie czarne druty zamiast włosów i niesamowicie bladą skórę. Teraz pewnie się przeraziłeś.
 Postanowiłam zacząć pisać pamiętnik gdyż wiele się zmienia mimo iż tych zmian nie chcę. Nie podoba mi się jak szybko one następują i jak będzie wyglądało moje życie chociaż myślę, że teraz może być tylko lepiej. Męczę się. Mój dzień od miesięcy wyglądał tak samo. Rano szybka toaleta, śniadanie zjedzone w biegu, szkoła, obiad, rozmyślanie na ławce w ogrodzie i na ostatnią chwilę robione lekcje. Co prawda nigdy nie miałam problemu z nauką, ale męczy ,mnie to moje "na ostatnią chwilę". Teraz wszystko ma się zmienić. Zastanawiam się jak ułożę swój dzień, gdy.....

Podskoczyłam kiedy zadzwonił budzik, którego drażniące ucho piski zakłóciły cicho włączoną playlistę ze spokojnymi piosenkami. Nie dość, że przypominał mi o pójść do szkoły to przerwał mi moją ulubioną piosenkę "Summertime". Nigdy nie mogłam spać, więc i teraz obudziłam godzinę przed budzikiem. Wygramoliłam się z łózka, ubrałam się we wcześniej przygotowane ciuchy i wrzuciłam do plecaka zeszyt w skórzanej okładce, przewiązany rzemykiem. Zbiegłam na po schodach do kuchni. Dom w tym stanie wyglądał strasznie, był tak przerażająco pusty. Mama siedziała w szlafroku przy małym kuchennym stole wpatrzona w okno, nawet się nie odezwałam, wzięłam tylko przygotowane przez nią kanapki i wyszłam z domu. Miałam jeszcze dużo czasu do zaczęcia się lekcji, ale chciałam się powłóczyć, poprzyglądać się temu małemu miasteczku......

________________________________________________

Prolog napisany, więc teraz czekam na Wasze komentarze, niedługo dodam pierwszy rozdział, bo mam już plan :)

Zakirra - @ChemicalSport


Zaczynam jeszcze raz :)

Usunęłam wszystkie stare posty i mam zamiar zacząć to opowiadanie od początku. Fabuła zostanie trochę zmieniona, ale będzie dosyć podobnie. Dla tych, którzy pierwszy raz będą czytać to opowiadanie: historia dziewczyny, która uwielbia My Chemical Romance, jednak jej życie trochę się komplikuje. Jeżeli chcecie poznać dalsza część, to obserwujcie bloga i czekajcie na rozdziały. Miłego czytania. Bye