środa, 29 maja 2013

12.

Otacza mnie ciemność. Przed sobą widzę światło, niepewnym krokiem podchodzę bliżej. To uchylone drzwi przez, które sączy się życiodajne światło. Brakuje mi go, chcę tam jak najszybciej wejść, potrzebuję ratunku. Nie wiem czego się boję, ale to coś mnie przeraża. Wchodzę do pomieszczenia. Nagle światła już nie ma, jestem w domu moim starym domu. Coś wewnątrz zmusza mnie abym skierowała się do mojego pokoju. Jest taki jak kiedyś, radosny, otwarty, miejsce, w którym można marzyć. Rodzice zadbali o to. Jednak coś jest nie tak, wszystko jest pokryte dziwną substancją. To biały proszek rozsypany na łóżku i we wszystkich zakamarkach. Biorę go do ust, wypluwam. Obracam się i widzę go. Trzyma pistolet i celuje we mnie. Ma podkrążone oczy, rozczochrane włosy. Tępy wzrok wbija się we mnie i dopiero chwili poznaję w nim mojego ojca. Chcę do niego podejść, ale broń cały czas jest wymierzona we mnie. "Nie miałaś się dowiedzieć" - słowa wywołały u mnie nagłą panikę. Nie mogę się ruszyć i nagle to widzę. Zdecydowanym  ruchem, mój ojciec naciska spust pistoletu, który jest już przy jego głowie. Huk, krew, ciało, samobójstwo. Setki myśli przebiegają mi w myślach. Chcę go ratować, ale znika i wtedy przede mną pojawia się znajoma twarz. To Gerard, uśmiechnięty szyderczo z podkrążonymi oczami. Mówi "Nareszcie"

Obudziłam się przerażona ze łzami w oczach. Nie mogłam uspokoić oddechu. Trzęsącą się ręku szarpnęłam zasłonę. Słońce było już wysoko. Podparłam się o krzesło i usiadłam na nim. Uspokojenie się zajęło mi jakiś kwadrans. Potem starałam się doprowadzić do jakiegoś stanu, chociaż zbytnio mnie to nie obchodziło. Włosy związałam w wysokiego kitka. Przez głowę włożyłam czarną dużą bluzę, ale tym razem to nie była ta z napisem "My Chemical Romance". Bałam się jej dotknąć.
Po szybkim śniadaniu spędzonym w milczeniu, a przynajmniej przeze mnie, bo mama i pan Jeremy byli zajęci bardzo interesującą rozmową, wyszłam z domu. Miałam ze sobą tylko telefon i mapkę, którą wczoraj wydrukowałam. Po kilku minutach spędzonych na idealnym śledzeniu trasy zaznaczonej przeze mnie pisakiem znajdowałam się przed niewielkim biurowcem. Przeszłam przez ciężkie obrotowe drzwi i podeszłam do ochroniarza.
- Przepraszam, którędy do biura Pani Charles? - Jak najuprzejmiejszym tonem spytałam.
- Po schodach i w prawo. - Pracownik zmierzył mnie wzrokiem.
Kiedy ślamazarnie dreptałam po schodach czułam na plecach jego wzrok. 
Masywne drzwi z wytartą plakietką "biuro Madison Charles" nie zachęciło mnie specjalnie do wejścia, jednak nie było już odwrotu. Zapukałam i nie czekając na odpowiedź nacisnęłam klamkę. Jasne wnętrze w uspokajających kolorach i duże okno sprawiło, że poczułam się nieswojo. 
- Zapraszam, usiądź proszę. - Powiedziała drobna kobieta siedząca na krześle, miała okrągłą buzię okalaną przez krótkie złotawe loki. Proste okulary przeszkadzały w wzięciu jej za studentkę.
- Dziękuję, jestem Jade, dzwoniłam do Pani.
- Tak, pamiętam. Mów o co chodzi, kochanie. - Zachęciła mnie.
- Może zacznę od tego jak Panią znalazłam. Moja kuzynka, w której sprawie przychodzę miała gdzieś zapisane namiary na Panią. Ma na imię Carmen i wydaje mi się, że nigdy nie skorzystała z Pani usług.
- Tak, to prawda, ale jej ojciec tak.
- To pewnie już Pani wie o co chodzi?
- Niestety, ale nie. Przyszedł tylko raz. Był spanikowany i spieszył się. Poprosił mnie tylko żebym zajeła się jego córką gdyby się zgłosiła.
- Ale ona się nie zgłosi. Ona nie chce pomocy, bo odnoszę wrażenie, że się jej boi. - mówiłam coraz szybciej - Jej ojciec zmarł niedawno, podobno w wypadku, ale ja wiem, że to nie prawda. Ona ma narkotyki i chciał je komuś przekazać! Mój ojciec też nie żyje!
- Poczekaj! - przerwała mi - przede wszystkim się uspokój. Powiedz jak mogę Ci pomóc.
- Myślałam, że on tu bywał częściej i będzie mi mogła Pani powiedzieć coś więcej....
- Przykro mi, ale w tej chwili Cie nie pmogę.
- Dziękuję, do widzenia. - Zrezygnowana skierowałam się w stronę drzwi.
- Poczekaj, podaj mi swój numer, może coś wymyślę!
Nie do końca usatysfakcjonowana wlokłam się ulicami miasta. Słuchawki w uszach tłumiły wszystko dookoła. Nie zwracałam na nic większej uwagi również na przejeżdżający obok mnie samochód. Z czerwonego starego samochodu zawołał do mnie jakiś chłopak. Typowy dres z kilkoma typkami podobnymi do siebie.  Nie zrozumiałam jego słów więc wyciągnęłam słuchawki i spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Jesteś Jade? - Zapytał chłopak.
- Tak... - Serce zabiło mi szybciej, a w moich myślach zaczęła rodzić się panika.
- Wiesz, mamy coś dla Ciebie.... - Jeden z chłopaków wyszedł z samochodu.
- A jeżeli tego nie chcę? - Zrobiła krok do tyłu.
- Myślę, że kuzynce będzie przykro, kiedy nie będzie miała od nas wiadomości,a może Cię do niej podwieziemy?
Całe moje ciało i organizm przygotowały się do ucieczki. Przypomnienie samoobrony i kolejny krok do tyłu. Z pojazdu wysiadł kolejny, we dwoje zmierzali w moim kierunku. Zaczęłam uciekać, ale jeden z nich złapał mnie za rękaw i przyciągnął do siebie. Na szczęście drugi nie miał tak dobrej kondycji zdążyłam uciec napastnikowi. Jednak nie zaprzestali pościgu. Biegłam najszybciej jak mogłam. Skręcałam w nieznane mi ulice,a po jednym z zakrętów byłam pewna, że gorzko tego pożałuję.
___________________________________________________
Witam ponownie!
Bardzo przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział, w którym oczywiście znowu zmieniłam koncepcję XD
Dajcie znać jak Wam się podoba i oceńcie nowy szablon :)
Udało mi się zakończyć w najgorszym momencie, bo wiem jak to uwielbiacie :3

3 komentarze:

  1. Jedno, wielkie WOW. Podczas czytania serce waliło mi jak nie wiem :) Naprawdę ciekawi mnie co będzie dalej, czekam z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń
  2. Według mnie odstęp pomiędzy publikowanymi rozdziałami jest b. dobry. Jeśli dodawałabyś je za często, czytający nie nadążyliby z czytaniem c: ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. końcówka meega wciągająca!
    czekam na dalszy rozwój :))

    OdpowiedzUsuń