piątek, 3 maja 2013

9.

Nie mogła spać. Około szóstej byłam już na nogach mimo iż moje lekcje miały zacząć się o dziesiątej. Nerwowo przeglądałam szafę, która jak zwykle w takich momentach wydawała się przerażająco pusta. Właściwie to nigdy nie miałam takiej sytuacji, ale tak mi się właśnie wydawało. To był wyjątkowy dzień. Kiedy nie mogłam się skupić, wyszłam ogarnąć się do łazienki i wracając zajrzałam przez uchylone drzwi do pokoju Carmen. Spała, niepewnym ruchem otworzyłam drzwi i na palcach weszłam do pokoju. Nie miała zmytego makijażu i czarne smugi spływały od oczu po samą brodę. Oddychała nerwowo przez lekko rozchylone usta. Odgarnęłam włosy z jej twarzy i już chciałam wychodzić, kiedy zobaczyłam coś pod poduszką. Delikatnie wyjęłam kremowy papier. Była to koperta, nigdy nie zaklejona. W środku było zdjęcie. Ona śmiejąca się, a za nią jej ojciec. Wyglądał jakby udawał radość, ale nie byłam pewna. Na odwrocie znajdowały się na miary na jakąś kobietę. Carmen zaczęła się przeciągać, więc szybko zrobiłam zdjęcie i odłożywszy kopertę na miejsce pobiegłam do siebie. Nie słyszałam jeszcze jakichkolwiek oznak, że Carmen wstała więc szybko wpisałam w wyszukiwarkę imię i nazwisko.

Madison Charles - biuro doradcy prawnego do spraw rodzinnych

Kliknęłam w link, ale zaraz usłyszałam kroki więc natychmiast włączyłam drugą kartę. Carmen powlokła się do łazienki, a ja odetchnęłam z ulgą, że niczego się nie zorientowała.
Delikatny śnieg niszczył moją idealnie ułożoną fryzurę, a przynajmniej tak mi się wydawało chociaż pewnie jak zwykle przesadzałam. Poprawione i utrwalone loki opadały na ramiona, a malutkie upięcie ich części z tyłu dodawało szyku. Tego dnia nawet bardziej się umalowałam, nie za dużo, bo nie chciałam żeby bardzo było widać moje starania, ale włożyłam w to więcej pracy. Spod płaszczyka wystawała spódniczka na szelkach z ozdobną koronką u dołu, a na stopach miałam moje najdelikatniejsze Martensy. Pod okryciem znajdowała się ciemnozielona koszula z ćwiekami na kołnierzyku. Tak idealnie ubrana, jednak bez zbędnych ceregieli wędrowałam do szkoły.
Nic nie miało mi zepsuć tego dnia i faktycznie tak było. Po południu szłam już z Michaelem słonecznymi ulicami miasta do jego domu i tym samym wszystkich Way'ów.
- Mamy nie ma, więc jesteśmy sami, rozgość się, a ja przyniosę coś do jedzenia. - Michael powiedział, wchodząc do domu.
- Spoko. - Nie musiałam pytać o tatę, bo wiedziałam, że rodzice są po rozwodzie, to było troche straszne, że tak dużo wiem o jego rodzinie. Było logiczne, że miał on innego ojca.
- Idź do salonu, zaraz będę. - Rozległ się głos z kuchni.
Wnętrze domu było urządzone z naturalnym spokojem, jednak artystycznie. Na drewnianej podłodze rozłożone były dywany w idealnych barwach, a na beżowych ścianach holu wisiało wiele zdjęć w kolorowych ramkach. Nie przyglądałam się im tylko posłusznie przeszłam do salonu. Wielkie skórzane kanapy przykryte były mnóstwem kolorowych pledów i koców. Cały wystrój pobudzał wyobraźnię  i kreatywne myślenie. Wszystko było wypełnione radosnymi emocjami, a tego właśnie było mi trzeba.
Zapatrzona w okno rozciągające się przez prawie całą ścianę, nie zauważyłam, stawiającego na stole miski chłopaka. Usiadł obok mnie i jego ręka dotknęła moich pleców. Podskoczyłam.
- Nie chciałem Cię przestraszyć. Przyniosłem tylko makaron. -  Zaczął się śmiać.
- No wiesz co, nie ładnie tak straszyć. - Odpowiedziałam, szturchając go.
- Więc zapraszam do jedzenia - powiedział z uśmieszkiem - a jak Ci się tu podoba?
- Wspaniale, tu jest tak.... kreatywnie.
- No w końcu robota mojej babci i brata.
- Mieszkała tu?
- Nie, ale często siedziała z Gerardem, mnie nie było jeszcze na świecie, ale podobno razem tworzyli wspaniałe rzeczy.
- Czyli to ich robota? - Wskazałam na jedną z narzut.
- Dokładnie, niesamowita prawda? Zobacz jaka przyjemna. - Delikatnie przesunął moją dłonią po materiale.
- Faktycznie.... - Odpowiedział nerwowo, zrobiło mi się gorąco kiedy dotknął mojej ręki. - Może zjemy?
- O... Jasne, nie zgadniesz jaki to przepis.
- Pewnie włoski, przecież twoja mam jest.... Ouuuu.. To trochę niezręczne.
- Nie ma sprawy. Domyślam się, że wiesz dużo o mojej rodzinie, przynajmniej nie będę Ci musiał tego wszystkiego opowiadać. - Zaśmiał się.
Po wyśmienitym obiedzie przeszliśmy do pokoju Michaela. Królowały w nim fiolety i szarości. Biurko zasypane masą kartek, a zaraz obok czarne pianino. Łóżko było idealnie zaścielone, a nad nim wisiało kila zdjęć. Wszędzie było dużo książek. Co najmniej połowa była o muzyce lub sztuce. Okazało się, że tak samo jak babcia i bracia lubi muzykę i sam komponuje, a co ważniejsze rysuje. W pewnym momencie wyciągnął spod biurka spory karton i rozciął taśmę.
- To dla Ciebie - wyjął kolorowy zeszyt - edycja limitowana.
- Ale co to? - Wyciągnęłam rękę.
- No ni mów, że nie znasz komiksu mojego brata.
- O mój boże! Na serio?! Nie wolisz go dać komuś ważniejszemu?!
- Myślę, że jesteś odpowiednią  osobą.
Ciszę przerwał dzwonek do drzwi. Lekko zirytowany chłopak zbiegł na dół i po chwili usłyszałam jego głos. "Wydaje mi się, że musisz kogoś poznać?" te słowa wywołały u mnie nagłą panikę.
________________________________________________________
Witajcie po długiej przerwie!
Nie pisałam, gdyż ostatni rozdział nie dostawał od Was żadnych komentarzy i sama nie wiedziałam czy w ogóle się Wam on pokazywał, a potem zapominałam lub nie miałam czasu.
Znowu zmieniłam trochę plan tej historii i mam nadzieję, że rozdział zachęca do dalszego czytania.
Komentujcie :)

4 komentarze:

  1. Dziś zaczęłam czytać twojego bloga i stwierdzam że jest super. Wciąga i nie nudzi. Ciekawy wątek. Życzę Ci weny abyś mogła pisać to cudeńko. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ajajaj, wreszcie :) Naprawdę fajny rozdział, pisz dalej, bo ci wychodzi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ajajaj, wreszcie :) Naprawdę fajny rozdział, pisz dalej, bo ci wychodzi :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziś wpadałam na twojego bloga i przeczytałam wszystko za jednym zamachem. Bardzo mi się podoba fabuła jak i sposób pisania. Czekam na kolejny rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń