"Carmen! Zaczekaj! Nie wzięłaś drugiego śniadania!" Z dołu rozległ się głos mamy. Byłam już prawie gotowa. Pozostało mi jeszcze tylko napisać coś w pamiętniku, ale zrezygnowałam i zbiegłam po schodach. Zabrałam przygotowane kanapki, ucałowałam mamę w policzek i wybiegłam za kuzynką. Szła sztywno, wyprostowana sylwetka, głowa zwrócona na wprost. Nie odwróciłaby się nawet gdyby było trzęsienie ziemi.
- Hej! Carmen! Czekaj! - Udawała lub naprawdę mnie nie słyszała. - Mówię do ciebie!
- Co? - Odwróciła się na pięcie, włosy idealnie ułożone i perfekcyjny makijaż zakrywały jej prawdziwe oblicze.
- Może byśmy chwilę porozmawiały? - Powiedziałam lekko zirytowana.
- O czym? Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - Stanęła do mnie plecami i ruszyła do przodu.
- Stój! - Zdenerwowana, z całej siły złapałam ją za ramię i przyciągnęłam w swoją stronę.
- Ała! Dobra, dobra! - Wysyczała przez zaciśnięte z bólu zęby.
- Wszystko dobrze? - Usłyszałam znany mi głos. Za nami stał pan Jones.
- Tak, idziemy do szkoły. - Powiedziałam wymijająco i złapałam Carmen za rękę. - My już pójdziemy.
Szłyśmy w zupełnej ciszy. Nie wiedziałam dokąd ją prowadzę, ale na tyle daleko żeby mnie nie zostawiła w obawie, że się zgubię. Delikatne krople deszczu muskały moją twarz i włosy. Po kilku minutach zauważyłam park. Przeszłyśmy przez bramę i błotnistymi ścieżkami doszłyśmy do stawu. Usiadłyśmy na wielkich kamieniach i przez moment wpatrywałyśmy się w brudną wodę.
- Kim oni byli? - Zaczęłam.
- Kto? - Bez żadnych emocji zapytała.
- Dobrze wiesz. Gadaj, bo nie mam zamiaru spędzić tutaj całego dnia. Musimy jeszcze zdążyć na lekcje.
- To powinnyśmy już iść.
- Nie denerwuj mnie! Nie zrobisz mnie w konia jak mamę. Doskonale wiem, że twoje zajęcia zaczynają się dopiero za kilka godziny, więc dokąd szłaś?
- Co cię to interesuje?
- Wydaje mi się, że dużo, bo martwię się o Ciebie i mimo, że strasznie mnie wkurzasz to chce to wszystko doprowadzić do końca również ze względu na Ciebie!
- Na mnie? To śmieszne! Nikt nie robi niczego ze względu na mnie! Chcesz znaleźć dowody i mnie stąd wykurzyć! Wtedy dostaniesz z matką cały dom i majątek!
- Co ty mówisz? Jakie dowody. Ty jesteś tu najbardziej poszkodowana i rozumiem, że się wkurzasz, bo w ogóle nas nie znasz, a my się wprowadzamy, ale o co chodzi?
Carmen zaniosła się głośnym płaczem, to umiała najlepiej. Złapała plecak, ale ja ją uprzedziłam. Torba nie wyglądała na wypchaną książkami. Coś w niej szeleściło. Jestem starsza i silniejsza, więc bez większego problemu wyrwałam jej ją z ręki. W jej oczach pojawiło się przerażenie i wola walki. Już nie płakała, zaczęła się ze mną szarpać i krzyczeć. Za wszelka cenę chciała zabrać mi plecak. Odepchnęłam ją, a ona wpadła do wody. Rzuciłam się za nią. Bałam się, ze coś się stało, ale jedynie trochę się ubrudziła, gdyż na brzegu było długo płytko. Niestety zapomniałam o torbie i dziewczyna mnie wykiwała. W jednej chwili wstała i zarzuciła na ramię plecak. Kiedy się odwróciłam mogłam już tylko obserwować jej znikającą postać w cieniu drzew. Ostro wkurzona wrzasnęłam na całe gardło i uderzyłam pięściami w taflę wody. Byłam wręcz wściekła. Z szybkim oddechem podniosłam się i poczułam, że mam całe mokre spodnie i stopy. Na ścieżce naprzeciw zauważyłam jakąś osobę. To był on! Ten chłopak, który wczoraj uratował Carmen!Zawołałam do niego. Nie miał już wyboru, więc wyszedł zza drzewa i zaczął iść w moją stronę, a ja w jego. Zastanawiałam się kim on jest, co tam robił i dlaczego tak wiele zaryzykował.
- Hej... Nie podziękowałam Ci.... - Wybąkałam, kiedy się spotkalismy.
- Nie ma problemu, każdy zrobiłby to samo.
- Jestem Jade. - Przedstawiłam się i wyciągnęłam rękę.
- Miło mi, Michael Way.
- Hahaha... - Zaśmiałam się troszkę nerwowo.
- No co?
-Nic, tylko.... Way to fajne nazwisko, bo wiesz.... Do tego to właśnie to miasto i tak się śmiesznie złożyło.
- I? -Spytał z delikatnym uśmiechem.
- Bo jest taki zespół i..... Oni mają na nazwisko Way.... To znaczy nie wszyscy, ale..... I są z tego miasta.... - zaczęłam się plątać we własnych słowach.
- A to faktycznie ciekawe.... - coraz bardziej się śmiał.
- Bo to niemożliwe żebyś ty był....
- Bratem Gerarda i Mikey'ego Waya?
________________________________________________________
Witajcie! :3
Kolejny rozdział, właściwie jeden wielki dialog, ale wyjaśniła się już jedna sprawa, teraz jeszcze tylko kilka :)
Komentujcie i polecajcie znajomym. Bardzo mi na tym zależy. :D
P. S. - napiszcie mi jak się poprawnie pisze Mikey'ego
Wiedziałam :) Po prostu wiedziałam.
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, naprawdę :)
czytam, czytam i nie mogę się oderwać :) po prostu świetnie :) już czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńsajdghashdjasj, jaka końcówka.
OdpowiedzUsuńwidać, że Carmen coś ukrywa. mam nadzieję, że wkrótce się dowiemy.
pozostaje mi teraz tylko czekać na next xx
Heja :). Ciekawe opowiadanie. Podoba mi się ;)
OdpowiedzUsuńMam jedną uwagę, wybacz mi ją. W rzeczywistości Mikey i Gee nie mają brata, co nie? Nawet gdyby mieli, myślę, że nie nazywałby się Michael. Wiesz, że Mikey, to skrót od Michaela? Wyglądałoby to tak: Michael, Gerard i Michael :D.