poniedziałek, 1 kwietnia 2013

6.

"Carmen! Zaczekaj! Nie wzięłaś drugiego śniadania!" Z dołu rozległ się głos mamy. Byłam już prawie gotowa. Pozostało mi jeszcze tylko napisać coś w pamiętniku, ale zrezygnowałam i zbiegłam po schodach. Zabrałam przygotowane kanapki, ucałowałam mamę w policzek i wybiegłam za kuzynką. Szła sztywno, wyprostowana sylwetka, głowa zwrócona na wprost. Nie odwróciłaby się nawet gdyby było trzęsienie ziemi.
- Hej! Carmen! Czekaj! - Udawała lub naprawdę mnie nie słyszała. - Mówię do ciebie!
- Co? - Odwróciła się na pięcie, włosy idealnie ułożone i perfekcyjny makijaż zakrywały jej prawdziwe oblicze.
- Może byśmy chwilę porozmawiały? - Powiedziałam lekko zirytowana.
- O czym? Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - Stanęła do mnie plecami i ruszyła do przodu.
- Stój! - Zdenerwowana, z całej siły złapałam ją za ramię i przyciągnęłam w swoją stronę.
- Ała! Dobra, dobra! - Wysyczała przez zaciśnięte z bólu zęby.
- Wszystko dobrze? - Usłyszałam znany mi głos. Za nami stał pan Jones.
- Tak, idziemy do szkoły. - Powiedziałam wymijająco i złapałam Carmen za rękę. - My już pójdziemy.
Szłyśmy w zupełnej ciszy. Nie wiedziałam dokąd ją prowadzę, ale na tyle daleko żeby mnie nie zostawiła w obawie, że się zgubię. Delikatne krople deszczu muskały moją twarz i włosy. Po kilku minutach zauważyłam park. Przeszłyśmy przez bramę i błotnistymi ścieżkami doszłyśmy do stawu. Usiadłyśmy na wielkich kamieniach i przez moment wpatrywałyśmy się w brudną wodę.
- Kim oni byli? - Zaczęłam.
- Kto? - Bez żadnych emocji zapytała.
- Dobrze wiesz. Gadaj, bo nie mam zamiaru spędzić tutaj całego dnia. Musimy jeszcze zdążyć na lekcje.
- To powinnyśmy już iść.
- Nie denerwuj mnie! Nie zrobisz mnie w konia jak mamę. Doskonale wiem, że twoje zajęcia zaczynają się dopiero za kilka godziny, więc dokąd szłaś?
- Co cię to interesuje?
- Wydaje mi się, że dużo, bo martwię się o Ciebie i mimo, że strasznie mnie wkurzasz to chce to wszystko doprowadzić do końca również ze względu na Ciebie!
- Na mnie? To śmieszne! Nikt nie robi niczego ze względu na mnie! Chcesz znaleźć dowody i mnie stąd wykurzyć! Wtedy dostaniesz z matką cały dom i majątek!
- Co ty mówisz? Jakie dowody. Ty jesteś tu najbardziej poszkodowana i rozumiem, że się wkurzasz, bo w ogóle nas nie znasz, a my się wprowadzamy, ale o co chodzi?
Carmen zaniosła się głośnym płaczem, to umiała najlepiej. Złapała plecak, ale ja ją uprzedziłam. Torba nie wyglądała na wypchaną książkami. Coś w niej szeleściło. Jestem starsza i silniejsza, więc bez większego problemu wyrwałam jej ją z ręki. W jej oczach pojawiło się przerażenie i wola walki. Już nie płakała, zaczęła się ze mną szarpać i krzyczeć. Za wszelka cenę chciała zabrać mi plecak. Odepchnęłam ją, a ona wpadła do wody. Rzuciłam się za nią. Bałam się, ze coś się stało, ale jedynie trochę się ubrudziła, gdyż na brzegu było długo płytko. Niestety zapomniałam o torbie i dziewczyna mnie wykiwała. W jednej chwili wstała i zarzuciła na ramię plecak. Kiedy się odwróciłam mogłam już tylko obserwować jej znikającą postać w cieniu drzew. Ostro wkurzona wrzasnęłam na całe gardło i uderzyłam pięściami w taflę wody. Byłam wręcz wściekła. Z szybkim oddechem podniosłam się i poczułam, że mam całe mokre spodnie i stopy. Na ścieżce naprzeciw zauważyłam jakąś osobę. To był on! Ten chłopak, który wczoraj uratował Carmen!Zawołałam do niego. Nie miał już wyboru, więc wyszedł zza drzewa i zaczął iść w moją stronę, a ja w jego. Zastanawiałam się kim on jest, co tam robił i dlaczego tak wiele zaryzykował.
- Hej... Nie podziękowałam Ci.... - Wybąkałam, kiedy się spotkalismy.
- Nie ma problemu, każdy zrobiłby to samo.
- Jestem Jade. - Przedstawiłam się i wyciągnęłam rękę.
- Miło mi, Michael Way.
- Hahaha... - Zaśmiałam się troszkę nerwowo.
- No co?
-Nic, tylko.... Way to fajne nazwisko, bo wiesz.... Do tego to właśnie to miasto i tak się śmiesznie złożyło.
- I? -Spytał z delikatnym uśmiechem.
- Bo jest taki zespół i..... Oni mają na nazwisko Way.... To znaczy nie wszyscy, ale..... I są z tego miasta.... - zaczęłam się plątać we własnych słowach.
- A to faktycznie ciekawe.... - coraz bardziej się śmiał.
- Bo to niemożliwe żebyś ty był....
- Bratem Gerarda i Mikey'ego Waya?
________________________________________________________
Witajcie! :3
Kolejny rozdział, właściwie jeden wielki dialog, ale wyjaśniła się już jedna sprawa, teraz jeszcze tylko kilka :)
Komentujcie i polecajcie znajomym. Bardzo mi na tym zależy. :D
P. S. - napiszcie mi jak się poprawnie pisze Mikey'ego

4 komentarze:

  1. Wiedziałam :) Po prostu wiedziałam.
    Świetnie piszesz, naprawdę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czytam, czytam i nie mogę się oderwać :) po prostu świetnie :) już czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. sajdghashdjasj, jaka końcówka.
    widać, że Carmen coś ukrywa. mam nadzieję, że wkrótce się dowiemy.
    pozostaje mi teraz tylko czekać na next xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Heja :). Ciekawe opowiadanie. Podoba mi się ;)
    Mam jedną uwagę, wybacz mi ją. W rzeczywistości Mikey i Gee nie mają brata, co nie? Nawet gdyby mieli, myślę, że nie nazywałby się Michael. Wiesz, że Mikey, to skrót od Michaela? Wyglądałoby to tak: Michael, Gerard i Michael :D.

    OdpowiedzUsuń